Tradycje to ważny element naszego regionu. Może z łezką w oku wspominacie babcię, która po Bożym Ciele wiła wianek z rozchodnika i macierzanki? A może każdego roku pleciecie go sami i drepczecie z nim na wieczorną mszę?

Ostrożnie zrywam soczystą miętę, wyjmuję z ziemi żółte pręciki rozchodnika, łamię cieniutkie łodyżki chabrów, gałązki jaśminu i polne goździki. Jak co roku, tydzień po Bożym Ciele, uplotę z nich wianek, przewiążę wstążką i zabiorę na mszę. W kościele (nieziemsko pachnącym początkami lata!) ksiądz pobłogosławi go, prosząc Boga o opiekę nad przyrodą, obfite plony, ochronę przed zniszczeniem i zatruciem.

Kiedy byłem dzieckiem, widziałem, jak wianki plecie moja babcia i przyglądałem się (bardziej przeszkadzając), jak robi to mama. Teraz przyszła kolej na mnie. Ale właściwie… po co?

Źródeł tego zwyczaju szukam w etnografii. Publikacje potwierdzają, że wianki – od tzw. niepamiętnych czasów – święciło się na zakończenie dawnej* oktawy Bożego Ciała, podczas ostatnich nieszporów. „Następnie wieszano je nad drzwiami domostw, w sieni, w izbach nad świętymi obrazami, czasem w budynkach gospodarskich, aby chroniły od zła” – w książce Zwyczaje, obrzędy i tradycje w Polsce wyjaśnia B. Ogrodowska.

W wielu domach wito zawsze 9 tych wianków, każdy z innego ziółka, a mianowicie: z macierzanki, rozchodnika, nawrotka, kopytniku, rosiczki, mięty, ruty, stokroci i barwinku. Używany jest także lubczyk, kopelnik, targownik i dzwonki, w Krakowskiem bobownik i niezapominajki, w Wielkopolsce gałązki lipy i jabłecznik. Wiankiem z rozchodniku okadzają dom przed burzą, wierząc, że od tego rozchodzą się chmury gradowe i pioruny – w 1908 roku pisał folklorysta i etnograf Zygmunt Gloger. Oprócz przygotowywania naparów, poświęcone zioła wykorzystywano, by… skrócić cierpienie konających (sypiąc im pokruszone listki i kwiaty do łóżek), dać spokój zmarłym (kładąc rośliny do trumien), pomóc wyzdrowieć chorym zwierzętom (okadzając je) czy „odpędzić” dolegliwości kobiece (wieszając nad posłaniem wianek z macierzanki).

Dziś pewnie patrzymy z przymrużeniem oka na „cudowne właściwości” splecionych roślin, ale jednak (przynajmniej w niektórych parafiach) wciąż je święcimy. Jak tłumaczy na portalu internetowym Dziś pewnie patrzymy z przymrużeniem oka na „cudowne właściwości” splecionych roślin, ale jednak (przynajmniej w niektórych parafiach) wciąż je święcimy. Jak tłumaczy Aletei ks. Paweł Cieślik, wykładowca liturgiki w Wyższym Seminarium Duchowym Diecezji Warszawsko-Praskiej:

Idea przynoszenia wianków jest związana z wdzięcznością Panu Bogu za dary, które od Niego otrzymujemy, m.in. za kwiaty i zioła. Przez tą modlitwę prosimy Go, by swoją opieką otaczał nasze pola, łąki, lasy, strzegł ich przed zniszczeniem i żebyśmy jednocześnie mogli korzystać z tych owoców dla naszego dobra.

Jak dodaje, obrzęd błogosławieństwa wianków (który został zawarty w księdze tzw. obrzędów błogosławieństw po Soborze Watykańskim II), nie należy ściśle do liturgii i nie jest obowiązkowy. Ale można go połączyć z zakończeniem obchodów ku czci Eucharystii. „Obrzęd jest związany z tradycją średniowiecza, kiedy zioła odgrywały ważną rolę. Dzisiaj bardzo zmienił się sposób funkcjonowania człowieka, dlatego trochę od niego odeszliśmy – mamy medycynę, lekarstwa” – podsumowuje ks. Cieślik. Z kolei o. Stanisław Tomoń na portalu jasnagora.pl wyjaśnia: Zieleń, a szczególnie zieleń wonnych ziół, które mają moc leczniczą, jest symbolem życia. Źródłem życia wiecznego jest Najświętszy Sakrament, komunia, zjednoczenie z Jezusem – Dawcą Życia. Stąd uzewnętrznieniem, znakiem tej wiary jest wianek. Zgodnie z nią przecież sam Chrystus wręczy nam – według nauki św. Pawła – „niewiędnący wieniec chwały”. Dajcie znać, czy jesteście za pan brat z tą tradycją. A może… podzielicie się z nami zdjęciami swoich wianków? Aletei ks. Paweł Cieślik, wykładowca liturgiki w Wyższym Seminarium Duchowym Diecezji Warszawsko-Praskiej: